piątek, 27 sierpnia 2010

Najniebezpieczniejszy zawód w Polsce

Ostatnio niedaleko mojego miejsca zamieszkania, gdy wyprowadzałem psa na spacer, doszło do wypadku na budowie basenu olimpijskiego. Dwóch budowlańców zostało rannych, z czego jeden ciężko.

Skłoniło mnie to do sprawdzenia jaki jest najniebezpieczniejszy zawód w Polsce. Zgodnie z dotychczasową logiką myślenia większości ludzi (oraz ustawodawcy) najniebezpieczniejsze zawody były nagradzane wcześniejszymi emeryturami (często tłumaczenie było takie: "wykonujemy niebezpieczny zawód, z wiekiem maleje refleks, spostrzegawczość, w związku z tym przejście na wcześniejszą emeryturą jest ochroną naszego życia"). Obecny rząd zajął się wcześniejszymi emerytami, znacznie uszczelniając system. Wyłączył m.in. z tej grupy nauczycieli, chociaż zaraz z powrotem włączył ich do systemu, tylko teraz ich świadczenia nie nazywają się emeryturami pomostowymi, ani wcześniejszymi, tylko świadczeniami kompensacyjnymi , które polegają na tym, że przez najbliższe 5 lat nauczycielki i nauczyciele nie będą mogły przejść na wcześniejszą emeryturę, tylko otrzymają: „świadczenia kompensacyjne w wysokości odpowiadającej emeryturom pomostowym przysługującym pracownikom zatrudnionym w szczególnych warunkach lub wykonującym prace o szczególnym charakterze”. Po prostu znikną ze statystyk wcześniejszych emerytów, pobierając jednak te same świadczenia. Ot taka logika obecnego rządu na poprawianie statystyk przy jednoczesnym przekupieniu dużej i zwartej grupy zawodowej ochoczo oddającej później głos na kartce wyborczej na jedną opcję (z chlubnymi i znanymi mi wieloma wyjątkami :)).

Według ustawy z 19 grudnia 2008 roku o emeryturach pomostowych uprawnionymi do niej są m.in.: pracownicy autobusów, trolejbusów i tramwajów zatrudnieni w transporcie publicznym (wiadomo, że prywaciarz gorszy i mu się nie należy), hutnicy, górnicy, piloci, kolejarze. Zatem sprawdźmy jak niebezpieczne są to zawody w stosunku do innych, gdzie nie występują emerytury pomostowe. W tabelce poniżej na podstawie trzech ostatnich roczników statystycznych Głównego Urzędu Statystycznego pokazałem, jakie zawody w Polsce są najniebezpieczniejsze (liczba wypadków śmiertelnych na 100 tys. zatrudnionych). Otóż nie jest to edukacja, ani transport, ani administracja publiczna, ani nawet górnictwo. Otóż największe prawdopodobieństwo śmierci podczas pracy ponoszą:

- rolnicy (50 wypadków śmiertelnych na 100 tys. zatrudnionych w latach 2006-2008)
- górnicy (49 wypadków śmiertelnych na 100 tys. zatrudnionych w latach 2006-2008)
- budowlańcy (47 wypadków śmiertelnych na 100 tys. zatrudnionych w latach 2006-2008)
- kierowcy (28 wypadków śmiertelnych na 100 tys. zatrudnionych w latach 2006-2008)
- elektrycy (23 wypadki śmiertelne na 100 tys. zatrudnionych w latach 2006-2008)
- robotnicy przemysłowi (14 wypadków śmiertelnych na 100 tys. zatrudnionych w latach 2006-2008)
- usługodawcy (13 wypadków śmiertelnych na 100 tys. zatrudnionych w latach 2006-2008)
- obsługujący nieruchomości i firmy (9 wypadków śmiertelnych na 100 tys. zatrudnionych w latach 2006-2008)
- handlowcy i naprawiający (8 wypadków śmiertelnych na 100 tys. zatrudnionych w latach 2006-2008)
- urzędnicy i wojskowi (5 wypadków śmiertelnych na 100 tys. zatrudnionych w latach 2006-2008)
- pośrednicy finansowi (4 wypadki śmiertelne na 100 tys. zatrudnionych w latach 2006-2008)
- nauczyciele (3 wypadki śmiertelne na 100 tys. zatrudnionych w latach 2006-2008)
- lekarze i pielęgniarki (2 wypadki śmiertelne na 100 tys. zatrudnionych w latach 2006-2008)
- hotelarze i restauratorzy (1 wypadek śmiertelny na 100 tys. zatrudnionych w latach 2006-2008)

Cała tabela poniżej




Jakie stąd płyną wnioski? Rolnicy i górnicy mają prawo do wcześniejszych emerytur, podobnie nauczyciele (średniorocznie jeden przypadek śmiertelny na 100 tys. zatrudnionych), niektórzy robotnicy przemysłowi (hutnicy) oraz kierowcy (ale tylko zatrudnieni na państwowym) i kolejarze. Ale najbardziej poszkodowaną grupą zawodową w stosunku do reszty (szczególnie nauczycieli) są budowlańcy, którzy rokrocznie są w pierwszej trójce zawodów, gdzie najczęściej dochodzi do wypadków śmiertelnych (a w 2006 roku na pierwszym miejscu). To znaczy, że nie wypadkowość i zagrożenie życia jest powodem nabycia prawa do wcześniejszych emerytur (jak próbują przekonywać niektórzy), ale po prostu siła związku zawodowego. Na budowach rzadko uświadczysz przedstawicieli Solidarności czy innego OPZZ. I pomimo iż jest to jeden z najniebezpieczniejszych zawodów w Polsce, to nie zobaczymy ich przedstawicieli pod murami Sejmu rozwalającymi pół miasta celem okradnięcia większości społeczeństwa.

I to właśnie budowlańcy mają największe prawdopodobieństwo wypadku śmiertelnego podczas swojej całej kariery zawodowej. Przyjmując, że w ciągu roku prawdopodobieństwo śmierci wynosi 0,017%, to przez 45 lat pracy będzie to już 0,765%. A więc co sto trzydziesty budowlaniec umrze podczas wykonywanych przez siebie obowiązków służbowych. Ten sam współczynnik dla pięćdziesięciopięcioletniej nauczycielki (30 lat pracy) wynosi – co trzy i pół tysięczna (0,03%). Z drugiej strony zastanawiające, jaki wypadek powoduje śmierć wśród nauczycieli. Niemniej budowlaniec ma trzydziestokrotnie większe prawdopodobieństwo, że umrze w pracy niż nauczycielka. I to on i podobni jemu ponoszą koszt wcześniejszych emerytur innych grup społecznych (pracują długo i mogą umrzeć przed emeryturą).

Skoro budowlaniec może pracować do 65 roku życia (pomimo średnio 17 wypadków śmiertelnych rocznie na 100 tys. zatrudnionych), to kto znajdzie usprawiedliwienie dla emerytury pomostowej (tfu, tfu, chciałem napisać świadczenia kompensacyjnego) dla 55 letniej nauczycielki?

5 komentarzy:

  1. To pokazuje w jakiej patologii żyjemy,nauczyciele powinni uczyć a sami nie pojęli nauki życia-nie ma nic za darmo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Spora część nauczycieli starszego pokolenia nie ma wykształcenia wyższego, a Polska chcą spełniać międzynarodowe standardy nałożyła na nauczycieli obowiązek jego posiadania. W związku z tym zwolniono masę nauczycieli, a żeby im się nie krzywdowało po prostu odesłano ich na wcześniejsze emerytury. Ale prawda jest taka, że współczesny magister może najwyżej buty wiązać maturzyście sprzed 40 lat. Nie mówiąc już o tym, że doświadczony nauczyciel jest zdecydowanie bardziej skuteczny od młodego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesli to co napisałeś jest prawdziwe to fajny tekst.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy taka "atrakcja"jak śmierś nauczycielki po 55 roku życia w klasie 25ciu siedmiolatków ma być dla pana atutem dajacym możliwość przejścia na św.komp.?

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem ciekawą jaką minę będziesz miał gdy przyprowadzisz swoje sześcio letnie dziecko do trzydziesto osobowej klasy(oszczedności kadrowe)i powierzysz je zmęczonej 59cio letniej pani oczekując rewelacyjnych efektów w tej wychowanej bezstresowo gromadce rozpieszczonych najczęściej JEDYNAKÓW

    OdpowiedzUsuń