W całej dyskusji o problemach z zadłużeniem Grecji brakuje jednej i prostej recepty – PRZESTAŃMY ZADŁUŻAĆ NASZE DZIECI I WNUKI. Wiem, że w demokracji racji nie mają ci co nie głosują, ale przecież nie możemy zostawić takiego syfu naszym potomkom, które za kilkanaście lat będą mogły powiedzieć – skoro Wy mieliście nas gdzieś zaciągając takie długi, to my będziemy mieli gdzieś płacenie na Wasze emerytury. I będzie to najmniejszy wymiar kary, jaki będą mogły nam wymierzyć.
Gadanie przez polityków o jakiejś wyimaginowanej granicy zakazu rocznego zwiększania zadłużenia o 3% PKB nie brzmi zbyt wiarygodnie w momencie gdy obecnie zaledwie 5 państw Unii Europejskiej miały w 2009 roku niższy deficyt (tzn. Luksemburg, Estonia, Finlandia, Szwecja i Dania). Powiedzmy szczerze - nie są to państwa o strategicznym dla gospodarki europejskiej znaczeniu. Jedynym rozwiązaniem jest ZAPRZESTANIE JAKIEGOKOLWIEK ZWIĘKSZANIA ZADŁUŻENIA. Nie 3% PKB, nie 5% PKB, tylko 0%. Budżet każdego kraju powinien wyglądać tak: wpływy > wydatki.
Deficyt o wielkości 3% PKB to w Polsce na przykład budżet, który ma deficyt wynoszący około 12 % wpływów budżetowych (ponieważ wpływy budżetu centralnego to ok. 25% PKB). Ponieważ nawet tyle nie udaje się zaplanować polskim ministrom finansów (przypomnę – tylko jeden budżet udało się wypełnić bez deficytu – w 1990 roku za pierwszego Balcerowicza), to obecnie „najlepszy minister finansów w Europie” Jan Vincent Rostowski na ten rok zaplanował że wyda o 21% więcej niż uda mu się załatwić wpływów budżetowych z różnego rodzaju podatków (deficyt – 52 miliardy, wpływy budżetowe – 248 miliardy). Oczywiście taki Grzegorz Kołodko ma zawsze jedną receptę na deficyt, czyli podnieść podatki. Jednak, gdy z każdej zarobionej przez nas złotówki trzeba średnio około 45 groszy oddać państwu (w postaci składek zusowskich, dochodowego, oszczędnościowego, konsumpcyjnego, charytatywnego itp.) to wydaje się, że miejsca na podniesienie podatków już brakuje.
Pozostaje tylko ciąć wydatki i przestać żyć na koszt przyszłych pokoleń. W najbliższych kilku wpisach postaram się pokazać, gdzie Państwo Polskie wydaje pieniądze swoich podatników.
czwartek, 27 maja 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja mam jedna sugestie. We wszystkich programach informacyjnych, a juz na pewno biznesowych dorzucic do scrolla z notowaniami spolek gieldowych dodatkowa informacje o dlugu publicznym + per capita. Wiem, ze sporo stron w internecie posiada takie liczniki ale wartoby uswiadowmic telewizyjna czesc spoleczenstwa. Mina czlowieka dowiadujacego sie, ze ma 20000zl dlugu... bezcenna.
OdpowiedzUsuńLukasz
Dla wszystkich miłośników Audi R8, Porsche Caymana S, Nissana 370Z i innych
OdpowiedzUsuńMotoFreak przygotował niespodziankę - darmowy dzwonek na komórkę z ryczącymi
silnikami tych superwozów. Do sciagniecia z profilu na facebooku. Wejdz na
www. motofreak. eu i kliknij na link prowadzacy do profilu na Facebooku. Tam w
dziale linki znajdziesz dzwonki na komórkę w mp3.
hmmm... a może jednak masowe ruszenie pod tytułem mniejsze "ludzkie" podatki, co oznaczałoby stałe wpływy i być może większość chętnych do ich płacenia. Też wyszedłbym z szarej strefy w ten sposób...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieply
OdpowiedzUsuńParę błędów:
OdpowiedzUsuńPKB Polski- 677 mld $, czyli ok 2,1bln zł, budżet państwa: 301mld, wpływy ze składek do ZUS ok 100mld. Czyli 0,4bln/2,1 = 19%, chyba, ze jeszcze czegoś nie uwzględniłem. Ponieważ 16 mln ludzi pracuje na ten budżet, a średnie zarobki to 3300zł tzn, że miesięcznie płaci się średnio 2083zł, czyli od każdej złotówki oddaje się państwu 63 grosze (ewentualnie 55 groszy i zadłuża się na 8 groszy).
Polecam filmy Money as Debt oraz Money as Debt 2. Przystępnie pokazują patologię obecnego systemu monetarnego oraz przedstawiane są sposoby ich zmiany.
OdpowiedzUsuńhttp://sk9.pl/4chan
OdpowiedzUsuń