piątek, 5 listopada 2010

Polska to zamknięty kraj

We wtorek 2 listopada został ogłoszony najnowszy Ranking Instytutu Globalizacji na temat najszybciej rozwijających się gospodarek na świecie. Cały ranking wraz ze szczegółowym omówieniem do ściągnięcia ze stron Instytutu. Zwyciężyły po raz pierwszy Chiny, Polska zajęła 26 (na 50 państw) miejsce. Dla kogoś, kto nie ma ochoty czytać kilkunastu stron opracowania, polecam syntetyczny zbiór wyników z Rzeczpospolitej.
Przy opracowywaniu i sprawdzaniu danych jedna rzecz zwróciła moją uwagę – kiepski wynik Polski w handlu zagranicznym. Jak na kraj o naszej wielkości trzeba stwierdzić, że wynik o 100 miliardów dolarów wyższy od czterech razy mniejszych Czech to wynik bardzo słaby. Jeszcze gorzej wypadamy na tle blisko dziesięciokrotnie mniejszego Singapuru, który ma trzykrotnie wyższe obroty handlu zagranicznego. W przeliczeniu na mieszkańca Polska ma obroty handlu zagranicznego na poziomie 9,8 tysiąca dolarów (w 2009 roku). W porównaniu z najlepszymi wynikami (Singapur ok. 200 tys. USD, czy Hongkong 107 tys. USD) to wynik fatalny. Równie kiepsko wypadamy na tle krajów Europy Środkowej. Czechy – 27,7 tys. USD, Słowacja – 25,7 tys. USD, Estonia – 21,8 tys. USD, Węgry – 21,3 tys. USD, Litwa – 15,3 tys. USD, Łotwa – 11,7 tys. USD. Natomiast możemy pochwalić się tym, że wyprzedzamy Bułgarię, Rumunię i Ukrainę. O ile nasz wynik zbliżony jest do wyniku USA, to jednak nie mamy co się porównywać z takim krajem – popyt wewnętrzny Stanów jest na tyle ogromny, że firmy z lenistwa mogą nie patrzeć na inne kraje. Myślę, że podobny schemat występuje w Polsce. Jeżeli firma czeska chce się rozwinąć to dużych rozmiarów, to musi eksportować, w Polsce niekoniecznie – blisko czterdziestomilionowy rynek jest na tyle duży, że walka o niego przysłania chęć eksportu. Podobne zjawisko występuje w popkulturze. Nasze gwiazdeczki są w stanie żyć na bardzo dobrym poziomie z bycia sławnym tylko w Polsce. Czesi chcąc zarobić na swoich filmach muszą myśleć również o zagranicznym widzu – może stąd robią tyle dobrych, o uniwersalnej tematyce, filmów.




A tak polskie firmy są dosyć zamknięte na świat. Zarówno jeżeli chodzi o eksport jak i o import. Z moich kontaktów handlowych z państwami pozaunijnymi mogę powiedzieć, że firmy azjatyckie np. naciskają by towar przesyłać drogą morską do Hamburga a nie do Gdyni. Dlaczego? Bo polskie urzędy celne mają o wiele wyższe wymagania jeżeli chodzi o papierologię (np. certyfikaty na drewniane palety). Ponadto cląc towar w Gdyni trzeba uiścić 22% podatek VAT (w przyszłym roku o jeden punkt wyższy), a cląc w Hamburgu tylko 19%. Później ten podatek można odliczyć, ale najpierw trzeba go w całości opłacić. Przy dużych transakcjach trzypunktowa różnica powoduje mrożenie ogromnych środków. Takie drobiazgi wpływają na fakt, że Polska to zamknięty kraj. Poziom naszej debaty sprowadza się do tez osiemnastowiecznego merkantylizmu, mówiącego, żeby jak najwięcej eksportować, a jak najmniej importować. O przewadze komparatywnej mało kto słyszał, a jeśli słyszał, to i tak w nią nie wierzy. Otwartość na inne kraje poprzez handel zagraniczny może przynieść sukces gospodarczy kraju w każdej dziedzinie. Zamiast tego mamy jednak taki obraz – w przeliczeniu na mieszkańca daleko nam do państw, które żyją z handlu zagranicznego. A Singapur ma PKB na mieszkańca 51 tys. USD, ze wzrostem gospodarczym (2 kwartał 2010) na poziomie 18%. A wszystko dzięki otwartości na świat. My ze swoją otwartością nigdy do tego poziomu nie dojdziemy.

3 komentarze:

  1. Każdy kij ma dwa końce,co to za gospodarka która całkowicie zależna jest od eksportu-co prawda w dużo lepszej pozycji niż od importu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jednym z najbardziej katastrofalnych postępków Friedmana była znacząca rola, jaką z dumą zagrał podczas II Wojny Światowej, w Departamencie Skarbu narzucając cierpiącemu wówczas amerykańskiemu społeczeństwu system opodatkowania pobieranego u źródła (ang. withholding tax). Przed II Wojną Światową, gdy stopy podatku dochodowego były o wiele niższe niż dziś, nie było żadnej takiej konstrukcji; każdy spłacał swój rachunek jednorazowo, 15. marca każdego roku. Nie podlega wątpliwości, że w takim systemie urząd skarbowy (ang. Internal Revenue Service) nie miał szans na odebranie wszystkim członkom społeczeństwa całej kwoty skonfiskowanych tego roku pieniędzy. Cały ten okropny mechanizm szczęśliwie popadłby w ruinę na długo przedtem. Jedynie friedmanowski wynalazek podatku płaconego u źródła pozwolił na wykorzystanie każdego pracodawcy jako nieopłacanego poborcy podatkowego, który szybko i po cichu pobierał należność wraz z każdym wystawianym czekiem. Pod wieloma względami za obecność w Ameryce potwornego państwowego Lewiatana możemy dziękować właśnie Friedmanowi.

    Poza samym systemem opodatkowania dochodu, egalitaryzm Friedmana ujawnia się w pamflecie autorstwa duetu Friedmana i Stiglera, wymierzonym w kontrolę czynszów. „Dla tych, jak my, którzy chcieliby nawet większej równości niż dziś obecna (…) z pewnością łatwiej jest atakować bezpośrednio istniejące nierówności w dochodzie i bogactwie u ich źródła”, niż ograniczać zakupy poszczególnych towarów, np. w mieszkalnictwie.[7]

    Być może najbardziej karygodnym ze śladów obecności Miltona Friedmana jest spuścizna jego starego chicagowskiego egalitaryzmu: propozycja gwarantowanego rocznego dochodu dla wszystkich, wykorzystującego konstrukcję podatku dochodowego – pomysł skopiowany i wzmocniony przez takich lewicowców jak Robert Theobald, i który prezydent Nixon z pewnością będzie w stanie przebić przez nowy Kongres.[8][9]

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo w Polsce to globalistą jest tylko Jan Kulczyk i taka smutna prawda?

    OdpowiedzUsuń