poniedziałek, 19 października 2009

Minister Finansów robi sobie jaja z długu

Polski Minister Finansów Jan Vincent-Rostowski (zwany czasem Jackiem Rostowskim) to niezły jajcarz. Wprawdzie w przyszłym roku Polska będzie miała rekordowy deficyt finansów publicznych, prawdopodobnie sięgający 80 miliardów złotych (uwzględniając również deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych) – co będzie polskim rekordem wszech czasów, to pan minister stwierdził był, że: kontrola wydatków publicznych jest sposobem na kryzys.

Cieszy trafna diagnoza, ale skoro pan minister w nią wierzy to warto zadać pytanie, dlaczego dotychczas nie skorzystał z możliwości skontrolowania tychże wydatków i wprowadził Polskę w największą ze wszystkich dotychczasowych (uwzględniając również działania Edwarda Gierka) spiralę zadłużenia (to znaczy wydawał więcej niż zarabiał)?

Warto pamiętać o tym, że obejmując tekę ministra jego poprzedniczka (pani Zyta Gilowska) zostawiła Rostowskiemu nadwyżkę sięgającą 178 milionów złotych, która w pierwszych 3 miesiącach urzędowania pana ministra JVR rozrosła się do 15 miliardów i 956 milionów złotych deficytu (w zaledwie 3 miesiące!). Takie wejście w urzędowanie pana JVR pokazało, że obecne dzieci i młodzież mogą zacząć się martwić – pan JVR takimi błahostkami jak ich zadłużanie się nie przejmuje.

Obecne rządy doprowadziły do niesamowitego przyspieszenia zadłużenia. Jest to o tyle dziwne, że z deklaracji JVR wynika, że zdaje sobie on sprawę z tego, jak groźne może być utrzymywanie tak dużego długu publicznego. Wprawdzie JVR chciałby obniżyć dług tylko po to, by móc wreszcie ze spokojem pozbyć się autonomii w kierowaniu polityki monetarnej przez Radę Polityki Pieniężnej z Narodowym Bankiem Polskim („Chcemy obniżać deficyt do momentu, kiedy w niedalekiej przyszłości zejdziemy do deficytu sektora na poziomie 3 proc. PKB i będziemy mogli wejść do strefy euro.”). Marzy mi się minister, który wreszcie uczciwie w Polsce wydałby mniej pieniędzy niż ma do dyspozycji (przypominam, że oprócz Gilowskiej w I-IX 2007 taka sztuka udała się jeszcze tylko Leszkowi Balcerowiczowi w 1990 roku). I to nie po to by tylko pozbyć się złotówki, tylko dlatego, że uczciwość tak nakazuje.



Jednak zamiast tego mamy ministra, który jest rekordzistą pod względem zwiększania zadłużenia (tabelka powyżej) oraz drugiego ministra (Michał Boni), który chciałby powołać zespół składający się z pracowników Ministerstwa Finansów, Edukacji oraz Kultury i Dziedzictwa Narodowego (sic!) w celu nauczenia Polaków oszczędzania.

A może by tak na początku dać dobry przykład płynący z góry, bo czy oszczędzania mają uczyć pracownicy ministerstwa, którzy na przyszły rok przygotowali budżet z deficytem sięgającym 26% dochodów?

1 komentarz:

  1. Brawo Panie Marku, więcej takich artykułów odsłaniających prawdę.

    OdpowiedzUsuń